Przejdź do treści
Przejdź do stopki

13. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena w Warszawie

Treść

Kilkuminutową owacją na stojąco przyjęto wykonanie koncertowej wersji tej zupełnie u nas nieznanej opery Giacoma Pucciniego. W obsadzie mieliśmy małą zmianę. Zapowiadaną od kilku miesięcy Danielę Dessi zastąpiła Łotyszka Inessa Galante.

Data gorąco przyjętej premiery "Manon Lescaut" - 1 lutego 1893 roku w Teatro Regio w Turynie - stała się przełomowym momentem w życiu Pucciniego. Prapremiera okazała się sukcesem, który odbił się szerokim echem nie tylko we Włoszech. Jeszcze w tym samym roku operę wystawiono w Petersburgu, Madrycie, Hamburgu i Londynie. W następnym były Praga, Budapeszt, Filadelfia i Meksyk. Trzy lata później premiera "Cyganerii", również w Teatro Regio, była już tylko potwierdzeniem jego międzynarodowej sławy. Później Puccini musiał co prawda przeżyć gorycz klęski "Madame Butterfly" w La Scali - opera została wyśmiana i wygwizdana, a obrażony na Mediolan kompozytor nazajutrz wycofał z teatru partyturę dzieła i kategorycznie zabronił, by kiedykolwiek wystawiono je w tym teatrze. Do końca życia nie zmienił zdania. Ale zasadniczo prapremiery jego dzieł przyjmowane były z uznaniem, co znalazło swoje potwierdzenie w ich ponadstuletniej obecności na światowych scenach. "Tosca", "Madame Butterfly", "Turandot", "Cyganeria" nadal biją rekordy powodzenia. Dzielnie dotrzymują im kroku nieco mniej popularne "Dziewczyna z zachodu", "Tryptyk" i "Manon Lescaut". Ta ostatnia opera przeżywa w ostatnich latach swoisty renesans popularności zarówno na scenie, jak i w nagraniach. Niestety, na naszych scenach pozostaje wciąż dziełem zupełnie nieznanym.
Z tym większą więc radością wypada przyjąć jej koncertową wersję zaprezentowaną w sobotni wieczór na scenie Opery Narodowej. Szczególnie cieszy fakt, że w międzynarodowej obsadzie znalazła się grupa polskich śpiewaków w niczym nieustępująca sprowadzonym zagranicznym sławom, bo te, choć nie zawiodły, to jednak nie powaliły na kolana. W partii Kawalera de Grieux mieliśmy okazję podziwiać Fabio Armilato, który przez pierwsze dwa akty jakoś nie mógł zdobyć większego uznania. Zaprezentował głos lekko matowy o niewielkiej nośności i dźwięczności, na dodatek śpiewał bardzo siłowo, przez co prowadzenie frazy pozostawiało sporo do życzenia, podobnie jak ekspresja. Na szczęście akt III i IV był już w jego wykonaniu znacznie lepszy. Inessa Galante w partii tytułowej Manon zachwycała pięknym, nośnym piano i umiejętnością płynnego przejścia do messa di voce. Wysokie dźwięki już takiego zachwytu nie budziły. Mimo to jej pełna wyrazu kreacja była bardziej liryczna niż dramatyczna, a przy tym po prostu prawdziwa i naturalna od pierwszej do ostatniej frazy. Pięknie zaprezentowali się od strony wokalnej panowie: Artur Ruciński (Lescaut), Piotr Nowacki (Geronte), Rafał Bartmiński (Edmund, student, baletmistrz i latarnik) i Remigiusz Łukomski (oberżysta i sierżant). Pięknie grała też i brzmiała przygotowana przez Miguela Gómeza-Martineza orkiestra Opery Narodowej. Dyrygent wydobył z partytury wszystkie niuanse dynamiczno-kolorystyczne i przepoił muzykę niezwykle sugestywną ekspresją. Zadbał też o precyzję ansambli, a przez właściwe ustawienie proporcji brzmienia zatroszczył się o to, by każdy ze śpiewaków został należycie wyeksponowany.
Adam Czopek
"Nasz Dziennik" 2009-04-06

Autor: wa