A pomniki wdzięczności za komunizm stoją
Treść
Sławiący Armię Czerwoną pomnik Braterstwa Broni miał być zdemontowany już kilkanaście lat temu, ale wciąż stoi na warszawskiej Pradze. Władze stolicy upierają się, że wysłały odpowiedni wniosek w tej sprawie do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady, twierdzi jednak, że pismo, które dostał z ratusza, nie jest wnioskiem o likwidację pomnika, bo nie spełnia formalnych wymogów. Komunistyczny pomnik będzie więc stał dalej. Jak długo?
Sprawa dotyczy nie tylko praskiego pomnika. Podobne monumenty wyrażające wdzięczność Armii Czerwonej za "wyzwolenie" naszego kraju w dalszym ciągu stoją w niektórych miastach i mają się dobrze. Historycy i kombatanci przekonują, że takie obiekty powinny już dawno zniknąć. Gloryfikowanie sowieckich wojsk, które na bagnetach przyniosły nam komunizm, zastępując jedną okupację drugą, to absurd, który niestety został uprawomocniony przez umowę z Federacją Rosyjską podpisaną za czasów prezydentury Lecha Wałęsy. Teraz należałoby doprowadzić do renegocjacji porozumień z Rosjanami. To jednak chyba mało realne, bo Kreml prowadzi propagandę historyczną, która gloryfikuje czasy ZSRS i Armię Czerwoną.
Jednym z takich najbardziej znanych monumentów jest warszawski pomnik Braterstwa Broni, zwany potocznie pomnikiem "czterech śpiących". Na cokole pomnika poświęconego sowieckim żołnierzom znalazł się napis: "Chwała bohaterom Armii Radzieckiej, towarzyszom broni, którzy oddali swe życie za wolność i niepodległość narodu polskiego. Pomnik ten wznieśli mieszkańcy Warszawy 1945". Próbowano go rozebrać już kilkanaście lat temu, ale bezskutecznie. Co pewien czas pojawia się projekt przeniesienia obiektu na cmentarz żołnierzy sowieckich, ale żadna decyzja dotąd nie zapadła.
Zgodnie z informacjami przekazanymi przez Andrzeja Przewoźnika, sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, część pomników poświęcona armii sowieckiej nie może być usunięta bez zgody strony rosyjskiej. Taki jest bowiem zapis dwustronnego porozumienia zawartego przez nasze władze z Rosją w 1994 roku. Jak ustaliliśmy, aby rozpocząć rozmowy z Rosjanami w tym zakresie, wymagane jest złożenie wniosku przez władze samorządowe do ROPWiM. Okazuje się jednak, że sytuacja w odniesieniu do pomnika "czterech śpiących" przypomina "odbijanie piłeczki". Minister Przewoźnik informuje, że nie otrzymał wniosku w tej sprawie, a władze Warszawy przekonują natomiast, że go wysłały. - Pragnę poinformować, że 2 lipca 2009 r. zgodnie z kompetencjami art. 1 Ustawy z dnia 21 stycznia 1999 r. o ROPWiM został złożony wniosek do ROPWiM przez prezydenta m.st. Warszawy. Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent m.st. Warszawy, zadeklarowała wolę współpracy, jeśli Rada wyrazi wolę działania w tej sprawie i przeprowadzi uzgodnienia zewnętrzne - twierdzi Marcin Ochmański, zastępca rzecznika Urzędu m.st. Warszawy.
Z kolei Przewoźnik informuje, że wspomniane pismo z 2 lipca nie jest żadnym wnioskiem, gdyż nie spełnia kryteriów formalnych. - Wniosek formalny powinien zawierać całą dokumentację obecnego stanu, wyglądu oraz uzasadnienie tego, co zamierza się zrobić z pomnikiem - oznajmia sekretarz ROPWiM.
W przeciwieństwie do Warszawy Lublin już dawno uporał się z pamiątkami po "wyzwolicielach". - To jakieś nieporozumienie - oznajmia Czesław Wójtowicz, wiceprezes Związku Więźniów Politycznych Okresu Komunistycznego z Lublina, który nie kryje zdziwienia, że pomniki wdzięczności Armii Czerwonej jeszcze stoją w polskich miastach. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że tego typu "pamiątki" powinny być usuwane. - Zawsze byliśmy przeciwko takim pomnikom i popieraliśmy akcje mające na celu ich usunięcie. Opieka nad cmentarzami to inna sprawa, ale jeżeli mówimy o pomnikach wzniesionych w takiej lub innej formie, to należało je już dawno usunąć - oznajmia. Wójtowicz przypomina, że w Lublinie usunięto w końcu lat 90. pomnik wdzięczności armii sowieckiej, który stał na placu Litewskim. - Odbyło się to na skutek działań władz samorządowych. Obecnie w miejscu tym stoi pomnik marszałka Józefa Piłsudskiego - dodaje Wójtowicz.
Stanisław Pięta, poseł PiS, jest zawiedziony opieszałością władz samorządowych w kwestii usuwania monumentów gloryfikujących bohaterskich wyzwolicieli Armii Czerwonej. - To są bez wątpienia komunistyczne peerelowskie kłamstwa. Armia Czerwona nie przyniosła nam wolności, ale cierpienie, krew, łzy, nowe zniewolenie. Istnienie tego rodzaju pomników dzisiaj, dwadzieścia lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, kompromituje lokalne elity samorządowe - zaznacza Pięta. Według niego, nie możemy się godzić na funkcjonowanie kłamstwa na polskich ulicach. - Moim zdaniem, należy przystąpić do renegocjacji tej umowy z Rosją, a jeżeli to nie przyniesie oczekiwanych skutków, umowa powinna zostać wypowiedziana - podkreśla poseł.
Już dzisiaj wiadomo, że zaproponowanie Rosji renegocjacji tej umowy lub jej wypowiedzenie i demontowanie pomników bez pytania Rosjan o zgodę, wywoła ostrą reakcję Moskwy. Administracja prezydenta Dmitrija Miedwiediewa i rząd premiera Władimira Putina prowadzą politykę historyczną, której jednym z celów jest gloryfikowanie dokonań Związku Sowieckiego. Dlatego Moskwa odrzuca wszelkie oskarżenia, jakoby Armia Czerwona przyniosła Polsce i innym krajom naszej części Europy komunizm i nowe zniewolenie. Według oficjalnej rosyjskiej wykładni historii sowieccy żołnierze nieśli Europie wyzwolenie spod okupacji niemieckiej i jakiekolwiek podważanie tej wersji jest traktowane jako działanie wrogie wobec Rosji. Moskwa gotowa jest nawet ścigać karnie osoby, które "fałszowałyby historię". W razie potrzeby uruchamiana jest także szeroka akcja propagandowa, tak jak miało to miejsce niedawno wobec Estonii, gdy zdecydowano o przeniesieniu "pomnika wdzięczności" Armii Czerwonej z centrum Tallina na cmentarz rosyjski. Polska musiałaby być przygotowana na podobny konflikt. Czy jednak nasze władze są gotowe do konfrontacji z Moskwą, skoro obecny rząd stara się raczej wygaszać wszelkie spory z Rosją w celu uspokojenia wzajemnych relacji?
Jacek Dytkowski
"Nasz Dziennik" 2009-10-27
Autor: wa