Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Genderideologia na Uniwersytecie Warszawskim

Treść

Bywalcy Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego do 28 października mogą oglądać "wędrowną" ekspozycję pokazującą m.in. historię prześladowań gejów, lesbijek, osób biseksualnych i transgenderowych. Wystawa jest częścią projektu "Berlin - Yogyakarta. Od hitlerowskiego terroru wobec osób homoseksualnych do praw człowieka dzisiaj" realizowanego już od kwietnia przez Kampanię Przeciw Homofobii i obejmującego wystawę jeżdżącą po Polsce, projekcje filmowe oraz "warsztaty antydyskryminacyjne". Po stolicy projekt pojawi się jeszcze w Krakowie, Wrocławiu i Lublinie. W tym kontekście nasuwa się pytanie, czy Uniwersytet Warszawski równie chętnie otworzyłby swoje progi dla organizatorów innej wędrującej po kraju wystawy: poświęconej aborcji.
Projekt "Berlin - Yogyakarta" realizowany jest przez Stowarzyszenie Kampania Przeciw Homofobii przy finansowym wsparciu niemieckiej Fundacji "Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość" (EVZ). Partnerem jest także Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego. Jak czytamy na stronie Kampanii Przeciw Homofobii, celem przedsięwzięcia jest "przypomnienie historii prześladowań gejów, lesbijek, osób biseksualnych i transgenderowych przez nazistów podczas ich panowania w Europie oraz podkreślenie, że prawa człowieka są niezbywalną własnością wszystkich ludzi, również osób nieheteroseksualnych". Organizatorzy tłumaczą, że tytuł wystawy zawiera nazwy dwóch miast z dwóch kontynentów, aby pokazać "globalną skalę zarówno zjawiska wykluczania, jak i obowiązywania praw człowieka". Projekt ma pokazać zarówno historię, jak i współczesność: początki oraz osiągnięcia ruchu na rzecz emancypacji osób nieheteroseksualnych, a także historię ich prześladowań przez nazistów. W Berlinie powstał pod koniec XIX wieku Komitet Naukowo-Humanitarny (pierwsza na świecie organizacja na rzecz praw obywatelskich osób homoseksualnych), natomiast Yogyakarta to miasto w Indonezji, gdzie w 2006 r. Międzynarodowa Komisja Prawników opublikowała w formie deklaracji tzw. Zasady Yogyakarty (międzynarodowe standardy praw człowieka i ich zastosowanie w stosunku do orientacji seksualnej oraz tożsamości płciowej). W polskim tłumaczeniu zostaną one opublikowane we współpracy z poznańskim Centrum Praw Człowieka Instytutu Nauk Prawnych PAN, którego dyrektor, prof. Roman Wieruszewski, jest jednym z sygnatariuszy deklaracji.
Manipulacja historią?
Jak informuje na stronie Kampanii koordynatorka projektu Katarzyna Radlin z KPH, wystawa ma pokazać rozmiar zbrodni popełnionych przez reżim hitlerowski jako "skrajny przykład łamania praw osób LGBT". Byli oni jedną z kategorii więźniów obozów koncentracyjnych, nosili na obozowych pasiakach różowe trójkąty i podlegali ścisłej izolacji wewnątrz odciętej od świata obozowej rzeczywistości. Ponieważ w wielu krajach Europy Zachodniej istnieją poświęcone im miejsca pamięci, Kampania chce stworzyć dla nich miejsce również w polskiej świadomości publicznej: po to, żeby 70 lat po II wojnie światowej przywrócić zbiorową pamięć o "przemilczanych ofiarach nazistowskiego totalitaryzmu", jakimi były osoby nieheteroseksualne. Zdaniem historyka i metodyka, współautora programów nauczania historii w liceach i gimnazjach, dr. hab. Tomasza Panfila, prof. KUL, kierownika Katedry Nauk Pomocniczych Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, używanie tego typu sformułowań jest sporym nadużyciem. - Jest to rzeczywiście fakt historyczny: takie osoby znajdowały się na sporządzonej przez Niemców liście osób do eksterminacji. Natomiast czy jest zapomniany? Nie wiem, przez kogo, bo to jest dosyć powszechnie znane, o tym się mówi i pisze - prostuje dr Panfil. I wyjaśnia, że homoseksualiści byli przez nazistów traktowani po prostu jako osoby nieprzydatne dla społeczeństwa i nieproduktywne dla państwa - podobnie jak dokonywano eutanazji osób niepełnosprawnych umysłowo czy pensjonariuszy szpitali psychiatrycznych. - Dokonywano aresztowań i zsyłano do obozów koncentracyjnych homoseksualistów, ale to nie miało tak masowego charakteru, żeby można tutaj użyć stwierdzenia "holokaust". To jest element propagandy. Mam wrażenie, że to środowisko po prostu przez terminologię chce się w jakiś sposób dowartościować. A przecież wśród nawet tej wierchuszki partyjnej NSDAP było całe mnóstwo homoseksualistów, dlatego oni nie prześladowali ich jakoś tak ze szczególnym zapałem - konkluduje historyk.
Dlaczego zatem wyraźnie zideologizowane przedsięwzięcie firmuje tak szacowna instytucja, jak biblioteka uniwersytecka? W BUW dowiedzieliśmy się, że decyzję o umieszczeniu tam wystawy podjął uniwersytet, a nie sama placówka. Ponadto ekspozycja jest jedynie formą wypowiedzi uzupełniającą konferencję i - jak podkreśliła w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" jedna z pracownic biblioteki - projekt mógłby zostać zlokalizowany w każdym innym miejscu w Warszawie. Dlatego bardziej istotne od miejsca ustawienia wystawy jest to, co mają do powiedzenia organizatorzy przedsięwzięcia, czyli Kampania Przeciw Homofobii. A biblioteka jest polem dyskusji wielu różnych środowisk i nie może zabraniać wypowiedzi "pewnym grupom społecznym, które są być może postrzegane jako mniejszość". Wobec tego zwróciliśmy się do władz uczelni i skierowaliśmy do Biura Prasowego UW pytanie, dlaczego włączył się w organizację projektu. Uzyskaliśmy dość enigmatyczną odpowiedź: "Uniwersytet stanowi naturalną platformę wymiany myśli. Każdego roku odbywają się tu dziesiątki wystaw, wykładów i pokazów. Niemal codziennie zgłaszają się do UW organizatorzy kolejnych przedsięwzięć. Zwykle uczelnia użycza swojej przestrzeni; dzieje się to jednak pod pewnymi warunkami. Jednym z nich jest kwestia estetyki (i wyrazistości) przekazu. Na uczelni nie są więc np. organizowane wystawy prezentujące zdjęcia drastyczne" - czytamy w odpowiedzi Anny Korzekwy, rzecznika prasowego uczelni. Równocześnie dowiedzieliśmy się, że "sam uniwersytet nie staje po żadnej ze stron i nie zabiera głosu w sporach, które mają charakter ideologiczny. Jest jedynie miejscem, gdzie ścierają się różne poglądy". Jako dowód rzecznik podaje informację, że przy okazji wystawy oraz seminarium "Edukacja a prawa osób nieheteroseksualnych" "do dyrekcji biblioteki zgłosili się studenci o zgoła odmiennych poglądach od tych prezentowanych przez KPH, zainteresowani zorganizowaniem otwartej dyskusji z przedstawicielami Kampanii. Jeśli tylko podtrzymają swoje zainteresowanie, to taka dyskusja może również odbyć się na terenie UW" - zapewnia rzecznik Korzekwa.
Cała ta sprawa przywodzi na myśl wystawę, która jest zewsząd przeganiana, a nawet niszczona - antyaborcyjną ekspozycję "Wybierz życie". Mariusz Dzierżawski z Fundacji Pro, współorganizator wystawy, przyznaje, że wielka otwartość władz Uniwersytetu Warszawskiego wobec przedsięwzięcia KPH zachęca go, żeby wystąpić do uczelni o zgodę na pokazanie tam banerów ze zdjęciami ofiar aborcji. - Pasaż BUW to bardzo dobre miejsce, dlatego wystąpimy do władz uczelni, żeby również naszą ekspozycję pokazano w tym samym miejscu - zapowiada Dzierżawski i podkreśla, iż wystawa, którą prezentuje KPH, odnosi się do przeszłości. - Nasza wystawa pokazuje teraźniejszość: aborcja to jest ludobójstwo, które trwa. W sprawie aborcji każdy może i ma obowiązek coś zrobić. Może dlatego to jest takie niewygodne dla wielu decydentów, którzy chcieliby zagłuszyć swoje sumienia - komentuje Dzierżawski.
Maria S. Jasita
"Nasz Dziennik" 2009-10-19

Autor: wa